Sen na Jawie

Dobrze, że to tylko sen. Tak, to sen. Jin zamknął oczy  i powoli zasnął z powrotem. Wszystko w tej wizji sennej było takie rzeczywiste. Gesty, ruchy to że włosy Nastii tak delikatnie i figlarnie poruszały się na wietrze jak to zwykle były robić gdy wychodziła z chatki. Pomyślał potem o jej uśmiechu, tym prawdziwym, o tym jak unosi delikatnie konciki ust do góry, a podczas tego twożą się w jej policzkach małe dołeczki. Tylko on wiedział, że jej uśmiech prawie zawsze był wymuszony, ponieważ  wszyscy od niej tego wymagali. Tacy już są ludzie… Poddani stereotypom. Temu, że człowiek ma być zawsze taktowny w swoim zachowaniu, ponieważ może narazić się na śmieszność i upokorzenie poprzez niewłaściwy ruch, ułożenie ręki czy spojrzenie lub właśnie brak uśmiechu. Przy nim Nastia nie musiała nikogo udawać, wiedział jaka jest na prawdę, a mimo to bardzo ją kochał. Taka bezwarunkowa miłość. I w cale z tego powodu nie cierpiał. Kochał ją od dziecka za to, że tak dzielnie zniosła śmierć swoich bliskich, za to, że odnalazła siebie w ich rodzinie, za to, iż zawsze w chwilach słabości mógł się jej zwierzyć i otrzymać ten prawdziwy uśmiech jaki ofiarowywany był tylko w wyjątkowych sytuacjach najbliższym osobom. Wtedy czuł się najbardziej wyjątkowy. Kochał ją też za to, że mimo tego, iż uwielbiała być wolna od jakichkolwiek zobowiązań i władzy żyła w tym mieście, a także wyszła za niego.. Jin myślał o tym jak ciężko mu jest z wizją tego, że właśnie stało się coś o czym zawsze marzył względem niej. Ale mimo ślubu dystans miedzy nimi został zachowany. Ona nie pozwalała mu sie tknąć i była na niego obojętna zupełnie inaczej niż wtedy gdy oboje byli dziećmi.

Westchnął. Wstał i  przechodząc przez korytarz do spichlerza aby przygotować im obojgu pierwszy posiłek zajrzał do jej izdebki. Po chwili dech zaparło mu w piersi. Nie było jej. Wstrzymał oddech. Pościel w której spała była poprzecina i zakrwawiona, a pokój pełen był pierza z rozerwanych poduszek. Koło toaletki na ziemi leżały roztrzaskane flakoniki perfum. Jin wszedł do środka. Po lewej stronie na ścianie był przybity gwoździem komunikat oznaczony pieczęcią, którą bardzo łatwo było rozpoznać. Brzmiał on tak:

,,Ciżmini!

Niniejszym w dniu dzisiejszym w tym domu pochwycona została jedna z plugawych i niegodziwych istot jakie do tej pory chodziły po ziemi- czarownica. Nie muszę wam przypominać jak okrutne i podstępne są te kreatury. W imię Pana w wyniku pojawienia się nadmiaru okropnych stworzeń zarządzamy polowanie na wszelkich nieludzi, a w tym czarownic i czarodziejów, niziołków, centaurów, elfów, itd.  Obywatele tego domu- wasza własność została oczyszczona. Dziękujcie.

H.,,

C.D.N…

Dodaj komentarz