Białe przedstawienie

Powoli stawało się widno. Słońce nad Ciżmą odbijało swój blask w drobinkach śniegu na górach Bambarun. Od samego rana mieszkańcy byli ożywieni pozytywną energią wynikającą z pogody. Promienie słoneczne nie tylko roślinom, ale także ludziom przesyłały siłę do przeżycia kolejnego pracowitego dnia. Od rana w karczmie roześmiane i gwarne towarzystwo dawało się we znaki gospodarzą, swoją swawolą zwiastując nadchodzącą zimę, czyli o wiele lżejszy od pracy czas.

Był to także czas wielkiego wydarzenia dającemu okazje do wielu plotek gospodyniom domowym. Wydarzenia pięknego w charakterze, które jest początkiem wspólnego życia dwojga ludzi. Ponieważ widzisz, drogi czytelniku, za każdym razem kiedy kobieta i mężczyzna poznają się to mija sporo czasu zanim ich związek zacznie być traktowany przez otoczenie na poważnie, a nie młodociane zagrywki. Małżeństwo to scalenie dusz. Już nie dwoje, a jedno jak zostało napisane w pewnej starej księdze. Jest to sojusz miłosny, nierozerwalny dający początek nowemu życiu, które przysparza wielu trosk, ale i wielu pięknych chwil.

Takie również powinno być ich małżeństwo- myślał Jinnai czekając na pannę młodą w dniu ich ślubu. Nastia zaś przygotowała się do swojej roli najlepiej jak umiała. Spryskała się perfumami, ubrała starą suknię ślubną swojej matki, którą świeżo co wyprała. Na koniec po rozczesaniu włosów przyozdobiła je wiankiem plecionym z kwiatów polnych. Przy głównym placu gdzie były organizowane wesela już schodzili się pierwsi mieszkańcy i gapie aby zobaczyć nową parę młodą. Gospodynie szepcząc między sobą ukradkiem spoglądały na Pana Młodego. Westchnął. Pastor już stał przy drewnianym ołtarzu. Jin podszedł do niego.
I wtedy, z oddali można było zobaczyć nadchodzącą białą postać. Gdybyś drogi czytelniku miał zapytać chłopaka, co czuje do tej kobiety nie wydusiłby z siebie żadnego słowa. Był bowiem tak bardzo oczarowany gęstymi włosami Nastii, jej bladą cerą, która ginęła w falbankach białej sukni, wiankiem na jej głowie. Gdy podeszła bliżej poczuł także jej zapach, woń kwiatową perfum, których używała od okazji. Zobaczył świecące się piękne oczy i delikatny uśmiech dziewczyny. Westchnął znowu.
Dla niej to tylko przedstawienie. Ona chce być wolna. W rzeczy samej. Tylko dla Panny Młodej ślub to była czysta formalność, tak że nawet nie trudziła się o zorganizowanie wesela. To jak dzisiaj wyglądała, jak się zachowywała, nawet to jak pachniała było tylko grą. Będzie wolna jeżeli Rada odczepi się od niej i uznają ślub za prawowity i spełniający warunki konstytucji. Podeszła do Jinnaia. Jakiż on był uroczy wpatrując się tak w nią, jak w malowany obrazek. Jakiż on był głupi i słaby, pomyślała. Kochała go jak przyjaciela, ale i nienawidziła tej cholernej słabości jaką miał w sobie. Tego lęku przed nią samą. Zastanawiała się czego w istocie rzeczy się tak bał. Od kilku dni starał się jej coś powiedzieć, tak się przynajmniej Nastii wydawało. Ciekawość brała górę i zdecydowała, że później się go zapyta o to. Pal z symbolami religijnymi był wbity na środku podestu przed ołtarzem. To tam młodzi przysięgali sobie miłość.
-,,Jaka piękna dziewica,,- powiedział Jinnai tak jak było to zapisane w tradycji
-,,Jaki piękny młodzieniec,,- szepnęła Nastia tak, że ledwo można było to usłyszeć
Od teraz byli już mężem i żoną. Zeszli z podestu i Jinnai wziął ją na ręce by zanieść do ich domu na wzgórzu jak już wcześniej ustalili, który będzie im obojgu służył. Opuścił ją na ziemię dopiero kiedy byli już w chatce. Ich ognisku domowym. Patrzyli sobie chwilę w oczy, po czym jej powieki delikatnie się zamknęły. Stała tak nieruchomo czekając na coś. Jin zaczął się zastanawiać o co jej chodzi. Może ją coś boli?
-szybciej pocałuj mnie…- ten jedyny raz
Jinnai chwycił ją wolno w talii. Serce zaczęło mu bić jak szalone, a oddech zrobił się szybki. Musnął jej wargi po raz pierwszy. Zanim jeszcze zdążył pomyśleć o tym co się stało ona szybko odwróciła się i wbiegła na piętro.
– Ty śpisz na dole- krzyknęła po drodze do sypialni- i nie waż się do mnie zbliżać w nocy
Jin zaśmiał się pod nosem. Cała Nastia, pomyślał.
Dzień się skończył. Dzień, którego wyczekiwał tak długo…

Sen przerwał mu cichy szmer na ganku. Obudziwszy się podszedł do okna i zobaczył pięciu uzbrojonych ludzi w czarnych szatach, dokładnie takich, którzy pilnują porządku w mieście. Poruszali się bezszelestnie. Tego też spodziewał się po ludziach Pana… Ale czego oni tutaj chcą? Gdy odchodzili powoli od ich domku dostrzegł jak jeden z nim niesie coś przewieszone przez ramię. Coś a raczej kogoś… Pukle czarnych włosów przykrywały jej zupełnie twarz. Porywają Nastię…

Dodaj komentarz