Marzenia są dobre, ale to tylko marzenia. Z drugiej strony gdyby stały się rzeczywistością to o czym mielibyśmy marzyć?

,,Czy jestem tutaj sama?,, Ciągle zadawała sobie to pytanie. Skakała właśnie z kamienia na kamień tuż nad rzeką. Słońce świeciło na czystym błękicie nieba jak namalowane żółtą farbą na płótnie. Strumienie wody połączone w całość dźwięcznie zcalały się w jeden rytm plusku. Jeżeli jest tutaj sama to chce aby tak było już zawsze. Aby każdego dnia mogła żyć w zgodzie z samą sobą. Jej naturą. Przycupnęła na kamieniu. Myślała o tym jakby to było gdyby ona pierwsza została stworzona w raju, gdzie by zawędrowała i czy harmonia z przyrodą o jakiej zawsze śniła przyniosłaby jej ukojenie, którego się spodziewała. Ze snu wyrwał ją dźwięk dzwonka poruszanego przez cichy wiatr. Wstała z posłania i poczęła się ubierać pomału z gracją jaka była jej zwykła. Znowu te same sny. Marzenia są dobre, ale to tylko marzenia. Z drugiej strony gdyby stały się rzeczywistością to o czym miałaby marzyć? Przeczesała długie czarne włosy dłoniom. Wychodząc z domu na szczycie wzgórza popatrzyła na piękny krajobraz Ciżmy, rozciągający się aż do pobliskich gór Bambarun. Tej samej Ciżmy, która znajdowała się w posiadaniu Pana, srogiego władcy o którym mówiła jej matka od dzieciństwa. Ówczesny Pan zdążył już dawno wyzionąć ducha, lecz na jego miejsce wkroczył nie ujmujący mu dumą i złymi manierami wykorzystywania taniej siły roboczej następca, syn- także nazywany w wiosece Panem. Nie było bowiem dane prostaczką znać imienia władców. W zbiegu okoliczności trzy dni po śmierci starego monarchy jej matka zostawiła swoje jedyne dziecko u przyjaciółki, nie podając żadnego powodu małej jeszcze wtedy dziewczynce. Dowiedziała się potem, że oboje jej rodziców i dwójka starszych braci zostali zamordowani w tajemniczych okolicznościach w hatce na wzgórzu, w której ona teraz po osiągnięciu dorosłości piętnastu wiosen zamieszkała. Ruszyła wolnym krokiem w dół- w kierunku wioski tętniącej życiem. Wchodząc minęła karczmę, kowala i skierowała się do budynków w, których mieściły się magazyny kawy przy której przesiewie pracowała. Widzisz drogi czytelniku- cała wioska bowiem podporządkowana była młodemu wówczas monarsze od wyrobu kawy, po produkcję piwa najlepszego w Nirvanie. Od krawców tworzących wytworne suknie dla tych którzy mają odrobinę wiecęj grosza, do mecenasów sztuki jaką było tworzenie mocnych mieczy, głównie dla wojska należącego do wymienionego już władcy. Wieśniacy dostawali z tego wszystkiego niewiele, dlatego częsta była tutaj bieda. Ludzie w dobroci serca znosili niedolę z uśmiechem na ustach i nadzieją w sercach, że uda im się kiedyś wyzwolić. Oczywiście zdarzały się spiski i knucia ale zawsze kończyły się one na planach znikomych jak mgła unosząca się nad osiedliskiem Ciżmy o poranku.
-Nastia?- dziewczyna usłyszała zza swoich pleców krzyk, kiedy zaczęła szykować odzienie do pracy. Założyła lniane rękawiczki i chustę na głowę.
-Witaj Jinnai- zaczęła się zastanawiać czego chce od niej wysoki szatyn.
-Czemu nie było Cię wczoraj na dożynkach? Nie cieszysz się, że skończyliśmy już zbiory i możemy odpocząć do następnego sezonu?- Jin z właściwą mu nutką sarkazmu w głosie zapytaj przyjaciółki, która uśmiechnęła się wyniośle.
-Nie lubię przebywać za często wśród ludzi. Dobrze o tym wiesz. Ty także nie masz się z czego cieszyć. Oboje pracujemy przy kwestiach innych niż zbiory. A teraz przepraszam ale na prawdę muszę już zaczynać.
-Chcę z Tobą porozmawiać.- szepnął chłopak- Nie tutaj. Przyjdę do Ciebie na wzgórze po południu.
Nastia przytaknęła kiwniecięm głowy i zabrała się do pracy przy oddzielaniu właściwych ziaren od tych zepsutych i mieleniem ich.

Ciżma drogi czytelniku położona była w doline, którą z jednej strony okalały góry , a ze wszystkich innych kierunków lasy i pola. Główny szlak biegł przez las leżący u podnóża zielonego wzgórza na którego szczycie mieściła się chata Nastii, ludzie mówili, że zawsze na tym szczycie słychać było najpiękniejsze melodie wyśpiewywane przez pobliskie ptactwo o czym Nastia doskonale wiedziała. Możemy powiedzieć, iż Ciżmie bliżej było do rozwijającego się miasteczka przemysłowego niźli do wioski jak ją powszechnie nazywano, ale mieszkańcy przywykli do tego małomiasteczkowego określenia z powszechnej tradycji, wszyscy bowiem wiedzieli, że początki tej otoczonej pięknymi krajobrazami wioski miały miejsce i czas gdy liczyła ona zaledwie stu mieszkańców i była osiedliskiem z dwudziestoma tylko chatkami. Za to dziś liczba osiedlników sięgała aż około dziesięciu tysięcy i szczerze powiedziawszy wybudowanie kilku jeszcze domów wymagałoby wykarczowania kilku drzew. Ciżma na swoje szczęście przeżywała swój złoty okres jeżeli chodzi o rozkwit rzemioseł. Rozległe lasy dostarczały pracy leśników i bartników obserwujących zwierzęta co pozwoliło dokładniej określać mieszkańcom cykl natury. Potrzebne to było między innymi, aby myśliwi wiedzieli ile osobników z danego gatunku w pewnym czasie mogą upolować, aby nie ucierpiała na tym liczebność ras. Drewno za to było wykorzystywane przez cieśli. Pola zasiewali rolnicy, którzy osiedlili się na obrzeżach by mieć łatwy dostęp i krótszy odstęp drogi do pracy na roli. Góry zaś w, których kopalniach pracowali górnicy dostarczały Ciżmie surowców, dzięki czemu rozwinęły się takie zawody jak kowal i płatnerz swoimi usługami cieszący nie tylko tutejszych ale i przejezdnych, dzielnie współpracując z najlepszymi w mieście grotnikami i gwoździarzami. Bednarze mieli tutaj też spore pole do popisu jeżeli chodzi o glinę do wyrobu garnków i wszelkiego innego rodzaju naczyń bez, którego żadna domowa gospodyni nie obyłaby się łatwo. Wszystkie wartościowe towary w wiosce jak i w kontakcie z innymi miasteczkami lub osiedliskami wymieniano na inne potrzebne rzeczy. Władzę nad tą wioską jak nad kilkoma innymi w Nirvanie w zasięgu dwudziesto mil sprawował Pan kierujący radą najstarszych. Stowarzyszenie to w porozumieniu z monarchą ustanowiło kodeks mający na celu normować ilość ludzi w wiosce, ich prawa i obowiązki, godziny, dni pracy i jej przydział. Było przykazane na przykład, że mężczyźni krępi o dużej sile mieli nadawać się do cechów w których kluczowe było przenoszenie ciężarów. W dniu piętnastych urodzin każdego młodego człowieka Rada Ciżmy osobiście przyzywała dorosłego już obywatela i sprawdzając jego predyspozycje przydzielała na nauki do cechu w którym dany jegomość albo panienka mieli za zadanie się odnaleźć. Zgrupowanie miało na swoim sterowniku także inne aspekty życia mieszkańców Ciżmy, jak chociażby kontrolowanie liczby urodzeń, czy też stanu cywilnego obywatela. Przykazane było, że kiedy człowiek liczył sobie już szesnaście wiosen musiał zabrać się za szukanie swojej drugiej połówki, by potem założyć z nią rodzinę, która mogła liczyć maksymalnie czterech osobników. Jeżeli dany osobnik byłby uporczywy w poszukiwaniach, Rada miała możliwość przyznać mu osobę o podobnej sytuacji cywilnej lub wdowca czy wdowę. Można powiedzieć, że stowarzyszenie to miało władzę przekazaną jej przez wodza dzięki, której ustanawiało zasady, sądziło za niesubordynację. Wykonywaniem wyroków zajmowali się już znajdujący się w Ciżmie żołnierze Pana, którzy swoje twierdze usytuowali pod pasmem gór Bambrarun. Od podszewki dziecko do lat pięciu miało być uczone tutaj o miłości i posuszeństwie do najwyższego wodza i rady, potem zostawało oddane do szkoły gdzie uczyło się czytać, pisać, anatomii człowieka oraz historii swojej osiadłości. Dodatkowo dla chłopców była aktywność fizyczna, a dla dziewczynek szycie i gotowanie przez, które pomagały pobliskim gospodynią. Nauka trwała przez sześć lat. Następnie młodzi członkowie społeczności powinni byli pomagać swoim rodzicom w ich zawodach, a po paru latach zdać egzamin o sprawności do wykonywania cechu. Tym sposobem najczęściej odziedziczało się zawód od rodziców przy, którym pełnieniu było się przez kilka ostatnich wiosen.

Wieczorem zanosiło się na burzę. Mimo to Jinnai dzielnie wdrapał się na szczyt wzgórza i wyczekiwał na swoją przyjaciółkę. Krajobraz Ciżmy z ganku jej domu wyglądał niesamowicie. Tak prawie niesamowicie jak ona sama dzisiaj kiedy ją zobaczył. Usiadł na schodkach do domu, a obok postawił słoik z konfiturami- prezent od jego matki, a przeszywanej ciotki Nastii dla niej. W dali było widać już przemoczoną sylwetkę dziewczyny. Nastia wbiegła pod zadaszenie tarasu, a potem prosto do środka i rzuciła się rozpalać w piecu. Jinnai wszedł wolnym krokiem do środa śmiejąc się z jej porywczości i usiadł za nią. Zarumienił się lekko i odwrócił wzrok kiedy Nastia zaczęła się przed nim rozbierać ściągając przemoczone ubranie.
-C-co ty robisz?- zapytał zaskoczony
-Nie wygłupiaj się. Jesteśmy jak rodzeństwo- odpowiedziała ze śmiechem dziewczyna i zarzuciła na nagie ciało suchą sukienkę.
Może byli jak rodzeństwo, ale tylko dla niej i tylko do momentu jak mieli po sześć lat. Teraz Jinnai nie mógłby patrzeć na nią bezstydnie kiedy jest naga. Może dlatego, iż była już w pełni kobietą, a może z powodu tego, że sekretnie był w niej po uszy zakochany i nie widział nikogo poza nią.
-O co chodziło Jin?- zapytała w końcu Nastia
-Mam do Ciebie ważną sprawę i sama powinnaś wiedzieć co się stało.
-Chodzi o to, że za parę dni będę miała siedemnaście lat?
Chłopak przytaknął z poważną miną.

C.D.N

Dodaj komentarz